O tym, za co kocham „Dumę i uprzedzenie” i dlaczego Jane Austen przewraca się w grobie na drugi bok

Duma i uprzedzenieTrudno dziś w to uwierzyć, ale do połowy XX wielu mało kto w Polsce znał Dumę i uprzedzenie Jane Austen. Jej pierwsze krajowe wydanie, w doskonałym przekładzie Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, zostało opublikowane przez PIW dopiero w 1956 roku, po 143 latach translatorskiej niewoli. Nie wiązało się to oczywiście z absolutną nieznajomością twórczości Austen w naszym kraju, ludzie wykształceni przed wojną w nawyku mieli czytanie literatury w oryginale. Ale lud pracujący miast i wsi musiał czekać chyba na odwilż polityczną, by skłoniła wydawców do wydania tej absolutnie apolitycznej i w żadnym aspekcie nie związanej z naszym krajem powieści.

Pierwszy raz przeczytałam Dumę i uprzedzenie w wieku 17 lat, gdy nie była jeszcze światowym bestsellerem, ale zwykłą powieścią obyczajową. Znalazłam ją na bibliotecznej półce z klasyką angielską i wypożyczyłam ze względu na okładkę- wydanie drugie z 1975 roku ma na niej damę w osiemnastowiecznej koafiurze, (fragment obrazu Thomasa Gainsborougha) a byłam wówczas zafascynowana Rewolucją Francuską. Czytałam więc powieść mając przed oczami ową damę i realia tejże epoki i dopiero po wielu latach skorygowałam swoją czytelniczą konkretyzację o stroje empire. Austen pisała Dumę… w latach 1796-1797, zatem w końcówce XVIII wieku, wydała w 1813, gdy zdecydowanie nie noszono już panier i rokokowych fryzur. W książce nie ma jednak dookreślonego czasu historycznego ani zdań na temat wyglądu sukien, który mógłby ułatwić ustalenie lat w jakich rozgrywa się fabuła książki. Mogłam więc śmiało pomylić epoki, a nawet skoro nie było wzmianek o latach wydarzeń, nie mogło być mowy o ich myleniu! To dopiero konkluzje badaczy, że Austen pisała powieści współczesne, a także rok pierwszego wydania, przyniosły takie a nie inne wersje filmowych kostiumów. Czytając Dumę nie wiedziałam o istnieniu zbiorowych wyobrażeń na temat tej książki. Nie funkcjonowały przecież strony internetowe poświęcone autorce, postaciom, ekranizacjom, boolywoodzkim adaptacjom, ani fantazmaty wyrosłe z seriali BBC i Colina Firtha w roli pan Darcy`ego. Nie było kłótni czy Keira Knightley nie jest za chuda na Elżbietę Bennet etc.

W 1990 roku po prostu przeczytałam książkę.

I polubiłam ją za cięty dowcip i sarkastyczne uwagi. Wyróżniała się szczególnym angielskim humorem, choć jestem pewna, że nie znałam wówczas definicji owego. Zapamiętałam ją i uznałam za wyjątkową. Oczywiście motyw przewodni, jakim jest społeczny przymus wyjścia za mąż, dla siedemnastoletniej zbuntowanej panny czytelniczki był niczym woda na młyn, ale nie jedyny to powód mojej fascynacji. I nie lekkość, o której tak często piszą krytycy. Polubiłam tę książkę też ze względu na nienachalną, delikatnie poprowadzoną, psychologiczną narrację. Ukojenie, jakie daje austenowska powieść wynikało z rodzaju świata przedstawionego, z jego wszechobecnych reguł, etykiety, nawet niesprawiedliwego ale respektowanego prawa majoratu. W świecie Bennetów wszystko jest na właściwym dla siebie miejscu, pan Bennet w odosobnieniu, pani Bennet w pogoni za narzeczonymi, dziewczęta w strachu i tęsknocie za mężczyzną. Ta niezwykła doza stabilności, prymatu moralności i restrykcyjnych zasad na jakie zgadzają się bohaterowie, mogłaby oburzyć każdą nastoletnią głowę, a przecież ten właśnie świat wydał mi się wówczas niezmiernie atrakcyjny i kojący. Także z powodu rozsądku bohaterki i wizji tego, czym winno być małżeństwo.

Fenomen tej powieści wynikał jednak nie tylko z ironicznej i inteligentnie prowadzonej narracji, ale też przesłania, że życie nie zawsze bywa romantyczne, ale zawsze należy zachować rozsądek. Dlatego osąd, że Duma i uprzedzenie jest książką romantyczną, jest najbardziej mylącą etykieta, jaką jej przypisano.

Pojmowanie romantyzmu i romantyczności jest powszechnie nieadekwatne do tego, co oznacza prąd kulturowy I połowy XIX wieku. Austen pisała na przełomie wieków, a potem po wieloletniej przerwie w drugim dziesięcioleciu XIX wieku. Nie lubiła romantyków, gotyckich zamków, niesamowitości, fantomów i grozy. Drwiła z Byrona i frenetycznych szaleństw. Jej powieść Opactwo Northanger jest przykładem ironicznego spojrzenia na literaturę grozy. Lektura jej tekstów wyraźnie potwierdza, że za nic miała porywy serca jeśli nie towarzyszyło temu sensownie dobrane małżeństwo. Celowała w analizowaniu meandrów osobowości, wyśmiewała słabostki bliźnich, lubiła ukazywać zabawne sytuacje i komicznych bohaterów, zwłaszcza duchownych i arystokrację. Komentowała rzeczywistość wokół w formie obyczajowej powieści z wątkiem miłosnym, bo zamążpójście nie było tylko sprawą uczuć młodych, ale dotyczyło całej rodziny. Mogło zaważyć na losie sióstr, matki, braci, przynieść spokój i finansowe zabezpieczenie całej rodzinie, niczym dobrze płatna praca. Zresztą, która książka nie posiada wątku miłosnego? Nawet przyjąwszy, że słowo „romantyczny” oznacza popularnie to, co sentymentalne, czyli tkliwe uczucie, wrażliwość, emocjonalną nadpobudliwość, wciąż nie pisała książek romantycznych. Pisała o ludziach, sytuacjach, decyzjach, emocjach, zwyczajach, absurdach.

Pisała powieści.

Byłaby zdziwiona, oburzona a najpewniej rozbawiona usłyszawszy, że pisała romanse.

Trudno jest, wobec zalewu kulturowych gadgetów austenowych zachować ten stary obraz Dumy, jaki zapamiętałam z pierwszej lektury. Trudno w ogóle lubić to, co się dzieje wokół tej książki. Choć jest w niej niewątpliwy fenomen, to owo silne nacechowanie romantyczne, jakie otrzymała w kulturze popularnej wyraźnie jej nie służy, bo pozbawia tego, co najcenniejsze, czyli apoteozy zdrowego rozsądku. Czegoś, co jest według mnie, prawdziwym źródłem jej fenomenu.

Ja sama, nasiąknąwszy w nastoletnich latach przesłaniem Dumy i uprzedzenia, wyszłam za mąż w duchu austenowskim. Z wielkiej miłości, ale rozsądnie.

I bardzo to sobie chwalę.

 J. Austen, Duma i uprzedzenie, tłum. A. Przedpełska-Trzeciakowska, Warszawa 1975.